a.zarzeczańska a.zarzeczańska
2970
BLOG

O co chodzi Kaczyńskiemu?

a.zarzeczańska a.zarzeczańska Polityka Obserwuj notkę 58

 Od pewnego czasu obserwujemy w mediach polityczną wojenkę wokół debat przedwyborczych, czy też, jak niektórzy zwykli nazywać to zjawisko, debatujemy o debatach. Uparty (?) prezes Kaczyński nie chce pojawiać się w mainstreamowych mediach, bo wie, że te, bez względu na poziom jego wystąpienia, stworzą swój własny przekaz, przekaz antyPiSowski – dodajmy. Można oczywiście zastanawiać się nad słusznością jego postępowania, wszak niewątpliwie coś w tym jest – prywatne stacje telewizyjne niejednokrotnie dowodziły, którą stronę sceny politycznej wolą wesprzeć. Pytanie tylko, czy postawa Kaczyńskiego przyniesie mu realny (a właściwie: jakikolwiek) zysk w wyborach 9 października?

O nastawieniu mediów głównego nurtu do wszystkiego, co nie jest Platformą Obywatelską, możnaby pisać elaboraty, także z mojej, lewicowej perspektywy. Wiele razy przekonywałam się, w swem małym lewicowym światku, że nasze działania nie są interesujące dla TVNu czy Gazety Wyborczej, właśnie ze względu na swoją antyrządowość. Organizowane protesty pracownicze, studenckie czy lokatorskie nie są w ogóle zauważane, bądź też przedstawiane są w jednoznacznie negatywnym świetle, przedstawiane jako inicjatywy oszołomskie, nieoparte na racjonalnych faktach. Myślę, że w tej kwestii mamy coś wspólnego ze środowiskami mniej lub bardziej prawicowymi – jesteśmy małymi grupkami fanatyków, którzy porywają się z motyką na Słońce, choć oczywiście walczymy o absolutnie różne sprawy. I nam także wielokrotnie media przeszkadzają, skrzywiając nasz przekaz, wspierając teorie, z którymi walczymy, wyśmiewając zaś te, które głosimy.

Jarosław Kaczyński walczy natomiast o coś zgoła innego niźli sprawiedliwość społeczną. Jarosław Kaczyński, jak twierdzi przynajmniej hasło na jego billboardach, walczy o stołek premiera RP. Walczy jednak dość nieudolnie, skoro boi się Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, Tomasza Lisa czy Moniki Olejnik. I dalej, sprawia wrażenie, jakoby bał się samego Donalda Tuska. A przecież to człowiek wielkiej charyzmy, której nie umniejszają nawet jego najzagorzalsi przeciwnicy, ma też pośród swoich ludzi tych, którzy zdążyli już nam pokazać, jak radzą sobie w „medialnych opałach” (ot choćby ostatnio Zbigniew Ziobro dyskutujący z Justyną Pochanke). Wydawałoby się, że okupowanie miejsca głównej partii opozycyjnej w czasach kryzysu finansowego jest wręcz idealną okazją na wypunktowanie wszystkich krzywd, jakie sprawił nam rząd Platformy Obywatelskiej. W tej sytuacji atak będzie zdecydowanie łatwiejszy od obrony, na którą skazani byliby premier Donald Tusk i członkowie jego rządu. Bojaźliwy Jarosław Kaczyński nie chce jednak wchodzić w ten interes. A szkoda.

Przyznam, że mnie samej marzy się utarcie nosa zarozumiałej Monice Olejnik, a tych, którzy byliby do tego zdolni (a raczej na tyle odważni), jest niewielu. Marzy mi się widok zakłopotanej miny Donalda Tuska na pytanie o ceny produktów spożywczych czy szkolnych podręczników po tegorocznej podwyżce podatku VAT. Marzy mi się widok jego zestresowanego spojrzenia, kiedy usłyszy o przepracowanych pielęgniarkach zatrudnionych, i tak za nędzne pieniądze, na kontraktach. Bo przecież 4 lata temu sam buńczucznie wypominał Kaczyńskiemu ceny owych kurczaków czy chleba, dopytywał się o zarobki pielęgniarek. Dlaczego dziś Kaczyński nie chce zrobić tego samego? Rezygnowanie z debat jest w tej sytuacji, z mojej perspektywy, strzałem we własne kolano. PiS może liczyć na swój twardy elektorat, i w przypadku takiego zamknięcia się na mainstream, tylko na twardy elektorat. A tenże elektorat, Panie Kaczyński, z pewnością stołka premiera Panu nie zapewni, a co najwyżej kolejne 4 lata przekomarzania się w roli opozycji.

Z drugiej zaś strony, jest to przecie jakaś strategia, racja, Polska zdążyła już tak wynędznieć, że teraz pewno będzie tylko gorzej, a partia rządząca, którakolwiek by nią nie była, straci na tym. Tyle tylko, że należałoby otwarcie wskazać, jakimi priorytetami kieruje się Pan, Panie Kaczyński, w wyborach – czy faktycznie „Polska zasługuje na więcej” (swoją drogą, spodobał mi się ten ociekający lewactwem billboard z napisem „godna praca i płaca”:)), czy może pozwoli Pan Platformie porządzić kolejne 4 lata, tak, by w wyniku kryzysu zostali, siłą rzeczy, zdegradowani? A może chodzi o nasze indyferentne społeczeństwo, które i tak Panu nie uwierzy i maślanym spojrzeniem wpatrzy się w Donalda Tuska, bez względu na to, co powie? Cóż, z tym ostatnim mogłabym się zgodzić, niemniej, z szacunku do niewielkiej reszty, która potrafi myśleć samodzielnie, nie rezygnowałabym...

 

Choć właściwie, jeśli tym „więcej” z Pańskiego hasła wyborczego ma być powrót do czasów Minister Zyty Gilowskiej, to może i postępuje Pan słusznie. Wszakże zarówno dżuma, jak i cholera, są chorobami niezwykle śmiertelnymi. Więc cóż to za wybór?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka